Dziś rano nieoczekiwanie obudziło nas słońce, Była to jednak przedwczesna radość, bo cały dzień pogoda była w kratkę, ale po kolei…
Dziś w trakcie śniadania okazało się, że obsesyjne wizje naszych kolonistów o kontroli sanepidu, zrealizowały się. Pod ośrodek podjechał samochód z logo sanepidu, a pani właścicielka poinformowała kadrę, że za chwilę nastąpi kontrola. To wcale nie jest żart – miny dzieci były bezcenne! W czasie, gdy sprawdzane były dokumenty, nasi sprytni koloniści błyskawicznie pościelili łóżka i ogarnęli swoje pokoje. Pani z sanepidu odwiedziła kilka pokoi i była zachwycona porządkiem. Poprosiła też o możliwość wygłoszenia krótkiej prelekcji o zasadach higieny i bezpieczeństwa – w ramach profilaktyki.
W międzyczasie zaczęły nadciągać ciemne chmury, ale do obiadu zdołaliśmy wykorzystać „okienko pogodowe” – była gra w piłkę, badmintona, frisbee, bilard, była kąpiel w basenie na terenie ośrodka (tym razem zakrytym). Deszcz, który w końcu zaczął padać, w niczym nie przeszkadzał dzieciom. Głośna muzyka i wspólne śpiewy na basenie niosły się po okolicy.
Po obiedzie pojechaliśmy na kręgle do hotelu „Borowy dwór” w Szaflarach i całe popołudnie upłynęło na świetnej zabawie. Zdołaliśmy wykorzystać pogodne chwile na spacer, lody i zakupy w Szaflarach.
Natomiast wieczorem mieliśmy ognisko. Na szczęście palenisko mieściło się w środku góralskiej chaty, także ewentualna kolejna ulewa nie była nam straszna.
Zjedliśmy pyszną kolację (oprócz pieczonej kiełbasy były też sery, wędliny, warzywa i racuchy), a potem była zabawa w plenerze i tańce na trawniku przed ośrodkiem, na które skusili się niemal wszyscy (przydały się głośniki Kacpra Sz. i Dominika B.). Po krótkim przeszkoleniu debiutantów zatańczono belgijkę, potem była macarena, kaczuszki i kolejna belgijka. Śmiechu było co nie miara. Tegoroczni uczestnicy koloni oprócz tego, że są baaaardzo hałaśliwi i rozgadani, mają w sobie też wiele spontanicznej radości i dystansu do siebie - zdecydowanie potrafią się bawić.
Koniec zabawy ogłosiliśmy w samą porę, bo ulewa, która nadciągnęła nad Poronin to chyba początek „nawalnych opadów deszczu”, o których informowano nas w porannych alertach RCB.
Na jutro mieliśmy zaplanowaną wycieczkę w góry, umówioną z naszym przewodnikiem panem Michałem. Niestety, odwołaliśmy ją, a pan Michał utwierdził nas w słuszności naszej decyzji – w Tatrach mają być ekstremalnie trudne warunki i wędrówki nawet w niskich partiach i dolinach są bardzo niebezpieczne i stanowią zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia.
Monotonnie padający deszcz skutecznie uśpił większość kolonistów (skuteczniej niż wizja wspólnego czytania „Chłopców z Placu Broni” razem z panią od polskiego) – nawet tych najbardziej opornych, którzy wczoraj zasypiali przy otwartych drzwiach.