SZYBKI KONTAKT

tel. 22 775 50 75
sekretariat@sp5.com.pl

ADRES

ul. Chemików 1A
05-100 Nowy Dwór Mazowiecki

GODZINY PRACY

Poniedziałek - Piątek
7:30 - 15:30
Kolonia w Białym Dunajcu_14 lipca
14/07/2022

Zaraz po śniadaniu zabraliśmy prowiant i wyjechaliśmy do Zakopanego, gdzie w umówionym miejscu czekał na nas pan Michał, nasz tatrzański przewodnik. Dziś mieliśmy w planach wycieczkę do Doliny Strążyskiej nad Wodospad Siklawica. Pan Michał nieco jednak zmodyfikował nam pierwotne zamiary, przekonując do podjęcia nieco bardziej wymagającego wyzwania, jakim jest wejście na Sarnią Skałę. Sarnia Skała to niby niepozorny wysokościowo, ale znany i powszechnie lubiany przez turystów szczyt Tatr, znajdujący się na wysokości 1377 m n.p.m. Jest on częścią szczytów reglowych. Góra umiejscowiona jest między Doliną Białego a Doliną Strążyską.  Pogoda była dziś przyjemnie ciepła, ale nie było upału, słońce również nie dawało się mocno we znaki, warunki były więc  idealne. Poza tym  wejście na Sarnią Skałę przez górali bywa nazywane spacerem i jest polecane na wędrówki z dziećmi, a nawet na pierwsze tatrzańskie wyprawy zimowe. Stwierdziliśmy, że skoro przeżyliśmy tarzanie się w błocie w jaskini, przeżyjemy i to.

Poszliśmy więc zdobywać tatrzański szczyt z naszymi dzielnymi kolonistami.  Cóż… jakby tu najkrócej opisać naszą dzisiejszą wspinaczkę?  Była mordercza i  bynajmniej spaceru nie przypominała.

Szliśmy trasą od Doliny Białego, na Czerwoną Przełęcz, tam odpoczęliśmy  i wdrapaliśmy się na sam szczyt. Dolina Białego uznawana za jedną z bardziej malowniczych reglowych dolin, jest to trasa ciekawa krajobrazowo i bardzo urozmaicona, po drodze napotkaliśmy wiele mostków i strumyków, co może stanowić niezłą atrakcję dla dzieci. Po drodze mijaliśmy naprawdę przepiękne miejsca, ale niestety  jeden z etapów to stosunkowo strome ziemne wejście z zakolami. Poza tym im bliżej Sarniej Skały, tym trudniejsze podejście, a w ostatnim etapie jest już bardzo stromo i wspinaliśmy  się po skałach bez żadnych sztucznych ułatwień. Ten etap okazał się dla nas wszystkich bardzo  wymagający kondycyjnie.  Były łzy, momenty zwątpienia, histerie, zarzekanie się, że delikwent/ delikwentka  nie ruszy się z miejsca - nie ma opcji. To była trudna wyprawa dla takich amatorów jak my, ale staraliśmy się jakoś wspierać i motywować, a  pan Michał  tłumaczył nam, że wspinanie się  przede wszystkim kształtuje charakter  i pozwala pokonywać nasza słabości.

No to pokonaliśmy i wszyscy „dotelepaliśmy się” na szczyt Sarniej Skały. Widok, jaki rozpościerał się z jej szczytu,  większości z nas przywrócił siły i zrekompensował wysiłek fizyczny – było przepięknie! Z jednej strony panorama Zakopanego, gdzie jak na dłoni widać było większość miejsc, które odwiedziliśmy wcześniej, np. Wielką Krokiew, czy Szymoszkową. Z drugiej strony na pierwszym planie z Sarniej Skały mogliśmy  podziwiać imponującą 600-metrową północną, urwistą ścianę Giewontu.  Warto było gramolić się w pocie czoła, łzach i pośród złorzeczeń – naprawdę było warto. Tradycyjnie – ani razu nie zamarudziły nasze „maluchy”:  Ala i Lila.  Ala wyraziła wręcz chęć wejścia z panem Michałem na Giewont. Stwierdził, że chętnie ją zabierze.

Kiedy już obejrzeliśmy te imponujące widoki, wysłuchaliśmy ciekawostek opowiedzianych przez przewodnika i zrobiliśmy sesję zdjęciową – w zupełnie innych nastrojach rozpoczęliśmy schodzenie do Doliny Strążyskiej. Niestety, tylko nam się wydawało, że najgorsze za nami… Trasa była stroma, kamienista i znów było naprawdę ciężko. Niektórzy dziś wylali sporo łez, ale najważniejsze, że wszyscy cali i zdrowi zeszliśmy do schroniska w Strążyskiej, gdzie mogliśmy się posilić – niektórzy jedli naleśniki, inni rosół, a jeszcze inni regenerowali siły za pomocą gorącej czekolady, brownie i szarlotki z bitą śmietaną. Dobre jedzenie – jak wiadomo – poprawia samopoczucie, więc nie minęło pół godziny i  wszyscy zapomnieli o przebytych trudach, łzy obeschły i można było ruszać dalej. Zostało nam jeszcze około dziesięciominutowe podejście  pod górę do Wodospadu Siklawica, ale połowa kolonii nam się zbuntowała i została przy schronisku, a pan Michał pod wodospad zaprowadził tylko chętnych.

Po powrocie do schroniska już całą grupą przeszliśmy Dolinę Strążyską  i nasza kilkugodzinna górska wyprawa się zakończyła. Do ośrodka wróciliśmy na obiadokolację, którą wszyscy zjedli z wielkim apetytem.  Po 19:00 wróciliśmy do pokoi i uznaliśmy, że na dziś mamy dość wysiłku – odpoczywamy. Po raz kolejny jednak  okazało się, że chyba nasi koloniści jakoś inaczej rozumieją pojęcie: odpoczynek. Do późnego wieczora z wielką werwą, energią i  dużym hałasem uprawiali bujne życie towarzyskie. Czyli wyprawa  na Sarnią Skałę nie była dla nich traumatycznym doświadczeniem.



Dzieje się!

Chcesz poznać "Piątkę"? Obejrzyj nasz film!
Zobacz galerię archiwalnych zdjęć Szkoły!