Kolonia w Poroninie - 9 lipca
09/07/2025

Trzeba mieć wyjątkowe „szczęście”, żeby akurat w trakcie naszej kolonii trafić na niż genueński, który zawsze przynosi ogromne opady deszczu. Od środowego wieczoru leje tak intensywnie, że nie ma możliwości ruszyć się gdziekolwiek poza ośrodek.

Wbrew jednak tej nieco przygnębiającej aurze,  naszych kolonistów nie opuszcza dobry nastrój. Po śniadaniu mieli czas na przygotowanie prezentacji swoich pokoi. Wymyślili już dla nich nazwy, przygotowali wizytówki, które nakleili na drzwi, a dziś mieszkańcy każdego pokoju mieli okazję bliżej  zaprezentować się innym. Tym bardziej, że nazwy pokoi są ciekawe  i nieco intrygujące. Dziś mieliśmy się okazję dowiedzieć więcej i poznać źródła kreatywności dzieci.

Dowiedzieliśmy się na przykład, że na jednym z pięter jest „taka jakby metropolia” i każdy pokój nosi nazwę jakiejś instytucji publicznej. Jest więc Urząd Skarbowy: „Uważamy, że płacenie podatków jest bardzo ważne, pamiętajcie zawsze płaćcie podatki na czas” - zaapelowali mieszkańcy tego pokoju (ciekawe, czy też będą orędownikami płacenia podatków, jak pójdą do pracy), jest Zakład Ubezpieczeń Społecznych (ZUS), jest Sejm ( to by się zgadzało – „jest nas dużo i się kłócimy”). Na tym samym piętrze jest też pokój wychowawczyń, a na pytanie, jak mógłby się w takim razie nazywać, zdania były podzielone – proponowano Komendę Główną Policji lub Pałac Prezydencki.

Niektóre dziewczyny wykazały się talentem aktorskim, odgrywając dramatyczne  - choć nieco abstrakcyjne – sceny ratowania omdlewającej po spożyciu tostów koleżanki. Inne dziewczyny napisały wiersz, nikt nie śpiewał ani nie rapował.

Prezentacja dostarczyła nam mnóstwo śmiechu i dobrej zabawy, choć nie dało się nie zauważyć u najstarszych kolonistów min wskazujących na pewne zaskoczenie pomysłami młodszych.

Przed obiadem mieliśmy „czas wolny”, o który nasi koloniści ciągle proszą. Niestety wychowawczynie mają nieco inną interpretację tego pojęcia, niż siedzenie z nosem w telefonach, dlatego też zaraz po obiedzie zarządzono „detoks”: wszyscy oddali telefony do wychowawczyń i mieli je odebrać dopiero po kolacji.  Oj, niektórzy robili to z rozpaczą w oczach. Okazało się, że poobiedni odpoczynek bez telefonu wprawił wielu w konsternację i budził pytania: to co ja mam robić? 

Po obiedzie natomiast mieliśmy blok animacji i zabaw integrujących grupę, prowadzonych przez panią Julkę i panią Olgę, Zabawy były wielkim wyzwaniem, bo jak tu ustawić 50 osób w kolejności od najwyższej do najniższej bez używania słów, tylko za pomocą gestów? Zwłaszcza, że większość grupy jest tak krzykliwa i hałaśliwa, że bez gwizdka trudno przebić się z jakimkolwiek komunikatem. A jednak się udało. Potem – znów bez słów – ustawiali się według kolorów skarpet – od najciemniejszych do najjaśniejszych.  Tu problemem okazał się jeden z chłopców, który miał dwie różne skarpetki. Potem była gra, która pierwotnie nosi nazwę „Simon mówi”, ale na nasze kolonijne potrzeby  przemianowaliśmy ją na „Artur mówi”. Najwięcej emocji wywołało Bingo. Każdy otrzymał kartkę z sześcioma informacjami o którymś z kolonistów, np. „Ma rozmiar buta 41”, „Nosi aparat na zęby”, „Potrafi zrobić mostek” itp. i należało jak najszybciej  - rozpytując wszystkich – zgadnąć, o kogo chodzi. Kto zgadł, krzyczał „Bingo”. Hałasu, jaki zapanował w ciągu tej zabawy, wychowawczynie nie chcą pamiętać. Jeszcze jedna taka zabawa i wyrzucą nas z ośrodka. Była też mała rywalizacja między zespołem dziewcząt i zespołem chłopców: obie rużyny stały w dwóch rzędach i rysowały sobie palcem na plecach kształt, który pokazały im panie - ostatnia osoba zaś narysowała na kartce, to co wspólnie odgadnięto. Wygrały dziewczyny - szybko i w skupieniu odwzorowały rysunek, chłopcom wyszło coś  znacznie odbiegającego od oryginału  - efekt tej zabawy widać na jednym ze zdjęć. 

Potem był czas na wspólne spędzanie czasu w mniejszych grupach – jedni poszli z panią na bilard, inni grali w uno, piłkarzyki, jeszcze inni  - poszli z inną wychowawczynią na basen, niektórzy zaś budowali „bazy” z foteli znajdujących się w holu naszego pensjonatu. Byli i tacy, którzy w poczuciu bezradności leżeli na kanapach,  i - wpatrując się w jeden punkt  - odliczali czas do zwrócenia telefonów. Po kolacji zaś była długo wyczekiwana dyskoteka. Już wczoraj po ognisku dzieci pokazały ogromny potencjał wokalno -  taneczny, więc dziś też nie zawiodły, choć część chłopców wolała grać w karty, niż się bawić.  



Dzieje się!

do góry